Facebook

Rozpoczęliśmy walkę o czyśćcowe dusze

W pierwszych dniach listopada rozbrzmiewają w kościołach wypominkowe litanie imion i nazwisk naszych bliskich zmarłych. Odprawiane są za nich Msze św., odmawia się Różaniec czy Koronkę. Niektórzy narzekają, że wyczytywanie nazwisk jest nużące, że Bóg przecież zna naszych zmarłych. Broniłbym jednak tej tradycji. Jej sens jest głębszy, niż może się z pozoru wydawać.

Po pierwsze wynika to z głębokiej wiary w życie wieczne , a le jest także wyrazem naszej wdzięczności i troski o tych, którzy odeszli. To łączenie się szczególne w tych dniach całej wspólnoty Kościoła: pielgrzymującego, tryumfującego i oczyszczającego się. Modlitwa za zmarłych wyraża tajemnicę Kościoła – wspólnoty, która ogarnia żywych i umarłych. Kiedy w świątyniach czy na cmentarzach wyczytywane są imiona zmarłych, uświadamiamy sobie wspólnotę z nimi, dostrzegamy więź, która biegnie przez Chrystusa zmartwychwstałego. Przez Niego, w Nim jesteśmy z nimi jedno. Nie ma „dusz opuszczonych”. Kościół poleca Bogu wszystkich. Ale nawet ten dopisek „za dusze opuszczone”, który nieraz pojawia się w wypominkach, jest jakąś słuszną intuicją, że chcemy modlić się nie tylko za „naszych” zmarłych, ale i za tych innych, zapomnianych. Nie modlimy się dla nikogo o piekło, ale błagamy o miłosierdzie Boże nawet dla największych grzeszników. Nieraz ktoś martwi się, czy będzie obecny w kościele, kiedy będą wyczytywane imiona „jego” zmarłych. To nie jest najważniejsze. Ktoś modli się za „moich”, ja modlę się za „twoich” zmarłych. I tak jest dobrze. To także jest znak Kościoła wspólnoty, w którym modlimy się jedni za drugich. Najdoskonalszą formą modlitwy za zmarłych jest zawsze Eucharystia.

W naszej kaplicy wspominkowa modlitwa wybrzmiewa codziennie po Mszy Świętej śpiewem Koronki do Miłosierdzia Bożego, w której udział mają wszystkie dusze wypomniane a szczególnie te polecane w konkretnym dniu.